O karczmie w Przyszowej, która zapadła się pod ziemięSądeckie Legendy
Starzy mieszkańcy Przyszowej - malowniczej wsi położonej ok. 25 kilometrów od Nowego Sącza - powiadają, ze na osiedlu zwanym Wądole dawno temu stała sobie pewna karczma.
W karczmie, jak to w karczmie, „jedzą, piją, lulki palą, tańce, hulanka, swawola”. Prawości i cnotliwości najczęściej próżno tam szukać. Niektórzy dodają, że chłopi często zamiast iść do kościoła na niedzielną mszę, odwiedzali właśnie karczmę.
Pewnego dnia niedaleko wspomnianej karczmy przejeżdżał podobno woźnica, który wiózł kapłana z najświętszym sakramentem do chorego. Biesiadnicy ucztujący w najlepsze ponoć niespecjalnie przejęli się tym faktem i nie oddali należnego szacunku Bogu. A może nawet kpili sobie z przenajświętszej hostii.
Znalazł się jednak pewien człowiek, który widząc przejeżdżający wóz ukląkł na progu karczmy. Wtem stała się rzecz niesłychana! Nagle budynek z wielkim impetem zapadł się pod ziemię wraz z ludźmi, którzy znajdowali się wewnątrz. Co ciekawe, przy życiu pozostał tylko ów mężczyzna, klęczący na progu. Właśnie tylko ten próg pozostał na powierzchni, dzięki czemu człowiek przeżył. Trudno powiedzieć co stało się później z owym progiem: może ktoś zabrał go jako pamiątkę tego nadprzyrodzonego zdarzenia i o nim zapomniano, a może zwyczajnie po jakimś czasie zniknął pokryty ziemią i zaroślami.
I tak Pan Bóg pokarał jednych za nieuszanowanie najświętszego sakramentu, a oszczędził tego, który ze czcią przyklękną na progu karczmy. Można tej legendzie wierzyć albo nie, ale jak w każdej tego typu historii pod warstwą fikcji ukryte jest ziarenko prawdy, z którego warto wyłuskać morał. Miejce, gdzie miała zapaść się owa karczma jest przestrogą dla potomnych, że nie warto oddawać się rozpuście i pijaństwu. Płynie stamtąd też nauka, że zawsze trzeba oddawać należny szacunek Panu Bogu ukrytemu w najświętszym sakramencie, bo inaczej może człeka spotkać sroga kara.
Wszyscy, którzy odwiedzają dziś miejsce, gdzie stała karczma. mogą zaobserwować zagłębienie terenu, lokalnie zwane „stawiskami”. Znajduje się tam staw, porośnięty tatarakiem w lecie, pokryty śniegiem zimą.
A tak w ogóle to kto wie, do czego można by się dokopać w tym tajemniczym miejscu w Przyszowej na Wądolu? Kto wie, co skrywa ziemia? Niektórzy mówią, że gdy wytęży się słuch, możną nawet usłyszeć jęki dochodzące z podziemi... Ot, prawdziwy urok prastarych legend.
Legenda przyszowska została opracowana przez autora na podstawie lokalnych opowieści o starej karczmie na Wądolu.
Artur Hanula
Miesięcznik regionalny „Sądeczanin”, Marzec 2018, nr 3 [115] Rok XI. Str. 86. |