Tajemnica śmierci księdza

Czy po ponad 60 latach można odnaleźć grób księdza, który zaginął bez śladu w czasie II wojny światowej? Czy za śmierć kapłana odpowiedzialni są ludzie, którzy fałszywie nazywali sami siebie partyzantami? Ciało ks. Edwarda Kuca spoczywa prawdopodobnie gdzieś w lasach Beskidu Wyspowego. Okoliczności jego śmierci do dzisiaj elektryzują mieszkańców Limanowszczyzny. Przynajmniej tych, którzy kiedyś słyszeli jego tragiczną historię.

Niewygodny temat

Cel odnalezienie grobu księdza Edwarda Kuca wyznaczył sobie m.in. Andrzej Czernek z Piekiełka. Jest to bardzo trudne zadanie, bowiem przez ponad pięćdziesiąt lat po II wojnie światowej był to temat w tutejszej okolicy niemile widziany. W okresie komunistycznym jakakolwiek próba wyjaśnienia okoliczności śmierci księdza mogłaby się nie spodobać ówczesnej władzy. Wielu ludzi pamiętający okres II wojny światowej wolała w tajemnicy zachować to co słyszała odnośnie tragicznych zajść z lata 1944 roku. Czy zatem możliwe jest wyjaśnienie tej sprawy po ponad 60 latach? Niestety po zmianie ustroju państwa w 1989 roku sytuacja niewiele się zmieniła. Duża rolę odgrywają tutaj podejrzenia jakie wysuwają badający sprawę zniknięcia księdza Edwarda Kuca w 1944 roku. Stawiane hipotezy często bywają bardzo smutne i wręcz przerażające.

W posłudze kapłańskiej

Zaginiony kapłan swoją posługę duszpasterską rozpoczął od wielu sukcesów. Edward Kuc urodził się w 1915 roku w Podłopieniu. Po skończeniu Szkoły Męskiej w Tymbarku, uczęszczał do I Gimnazjum w Nowym Sączu. Egzamin dojrzałości zdał w Małym Seminarium w Tarnowie w roku 1932 roku. Święcenia kapłańskie przyjął już wieku 22 lat. Zadecydowały o tym przede wszystkim bardzo dobre wyniki w nauce jakie osiągał od dzieciństwa. Święceń kapłańskich udzielił mu biskup Franciszek Lisowski, a uroczystości odbyły się w Tymbarku. Jak relacjonują świadkowie, było to wielkie święto dla miejscowości. Przyjazd biskupa przyciągnął tłumy wiernych. Inni koledzy Edwarda Kuca z seminarium swoje święcenia mieli miesiąc wcześniej. Dla pochodzącego z Podłopienia kapłana zrobiono wyjątek ze względu na bardzo młody wiek. Jak podaje jedno ze źródeł był to prawdopodobnie pierwszy przypadek w dziejach diecezji tarnowskiej, by świeceń kapłańskich udzielał ks. biskup poza Tarnowem.

Pierwszą placówką ks. Edwarda Kuca była parafia w Barcicach koło Nowego Sącza. Również jego starszy brat Michał wybrał życie duchowne (po II wojnie prześladowany i więziony przez funkcjonariuszy UB). Mimo licznych obowiązków wikariusza w Barcicach nie zrezygnował z dalszego kształcenia się. Jego wysiłki zostały wkrótce docenione przez kościelnych zwierzchników. Nagrodą miał być wyjazd do Rzymu. Po dwóch latach pobytu w stolicy Włoch uzyskał licencjat z prawa kanonicznego. W 1939 przyjechał na wakacje do Podłopienia. We wrześniu wybuchła wojna, która przeszkodziła ambitnemu duchownemu dokończenia studiów. W czasie okupacji hitlerowskiej swoją kapłańską posługę kontynuował najpierw na parafii w Radomyślu Wielkim a potem w Bochni. Wreszcie biskup tarnowski zdecydował, że kolejną placówką duszpasterską ks. Edwarda Kuca będzie Limanowa. Stąd kapłan miał bardzo blisko do swojej rodzinnej miejscowości. Mógł często odwiedzać w Podłopieniu swoją matkę Reginę, z którą był bardzo zżyty. Natomiast w pobliskim Tymbarku jego brat Władysław Kuc był wójtem. Faszystowski najeźdźca zaakceptował go na tym stanowisku ze względu bardzo dobra znajomość języka niemieckiego.

Tajemnicze zniknięcie

Pod koniec lipca 1944 roku doszło do tragicznej sytuacji na rynku w Tymbarku. Partyzanci zorganizowali zamach na komendanta gestapo Millera. W momencie przeprowadzania akcji obok szefa niemieckiej policji stał Władysław Kuc. Zamach został przeprowadzony tak nieporadnie, że od kul poważnie zraniony został wójt Tymbarku, natomiast komendant wyszedł bez większego urazu. Władysława Kuca przewieziono do szpitala w Nowym Sączu. Tam mimo szybkiej pomocy lekarzy zmarł. Na pogrzebie, który odbył się 2 sierpnia był oczywiście ks. Edward Kuc. Według niektórych ustnych przekazów w czasie mszy św. wygłosił kazanie, w którym skrytykował działanie partyzantów. Miał im wytykać nie tylko śmiertelne zranienie swojego brata, ale także inne poczynania, które nie były godne osób określanych jako patrioci.

Wkrótce po pogrzebie, ślad o kapłanie zaginął. Udał się na stację kolejową i pociągiem wyruszył w kierunku Limanowej. Swojej matce miał powiedzieć, że wróci wieczorem. Prawdopodobnie do Limanowej nigdy nie dotarł. Według wielu przekazów ostatnio widziany był jak wysiadał na stacji kolejowej w Piekiełku i dalej pieszo wyruszył w kierunku Rupniowa. Okoliczne lasy znane były jako siedlisko partyzantów. Nic więc dziwnego, że do dzisiaj panuje powszechne przekonanie, że kapłan wyruszył na spotkanie z osobami odpowiedzialnym za śmierć jego brata. Być może zrobił to z własnej inicjatywy nie mogąc znieść żalu po śmierci swojego brata, lub też został wezwany przez partyzantów dla rozwikłania zatargu do jakiego mogło dojść po ostrych słowach wypowiedzianych w czasie kazania na pogrzebie Władysława Kuca. Nie ma stuprocentowej pewności, że kapłan dotarł na spotkanie z partyzantami, a tym bardziej, że został przez nich zastrzelony.

Poszukiwania ks. Pachowicza

Jednak takie podejrzenia miał nieżyjący już ks. Władysław Pachowicz. Człowiek, który przez wiele lat pragnął rozwikłać tajemnicze zniknięcie swojego kolegi. Był na mszy pogrzebowej wójta Tymbarku w 1944 roku i słyszał krytykę partyzantów w czasie kazania. Z Edwardem Kucem znali się jeszcze z seminarium. Władysław Pachowicz był o dwa lata młodszy, ale pochodził z Zawadki (Gmina Tymbark). Podobnie jak jego starszy kolega również uczęszczał do I Gimnazjum w Nowym Sączu.

W archiwalnym egzemplarzu lokalnego „Głosu Tymbarku” można odnaleźć fragment, w którym ks. Władysław Pachowicz uzasadnia swoje dociekanie odnośnie wyjaśnienia okoliczności zniknięcia Edwarda Kuca. Jest to swoistego rodzaju apel duchownego do wszystkich tych, którzy coś wiedzą na temat śmierci kapłana, ale z jakiegoś powodu boją się o tym mówić. Ks. Władysław Pachowicz napisał: „Przeżywam obecnie okres, w którym wychodzi na jaw wiele spraw bolesnych, dotąd skrzętnie ukrywanych. Do nich należy także tajemnica śmierci księdza Edwarda Kuca, która winna być obecnie wyjaśniona, by przywrócić cześć jego pamięci. Podkreślam z całą stanowczością, że nie chodzi o wykrycie sprawców jego śmierci, ale o odnalezienie jego grobu. Ksiądz Edward Kuc ze wszech miar zasługuje na to, by prochy jego spoczęły na cmentarzu rodzinnym, a w kościele parafialnym, który był miejscem jego święceń kapłańskich, zostało odprawione uroczyste nabożeństwo za spokój jego duszy”.

Niestety ks. Władysław Pachowicz zmarł cztery lata temu. Nie spełniło się jego marzenie odnalezienia grobu zaginionego kolegi.

Wola zmarłego

Słowa zawarte w „Głosie Tymbarku” jako ostatnia wolę zmarłego traktuje Andrzej Czernek. Uparcie stara się rozwikłać tajemniczą zagadkę sprzed ponad 60 lat. Jest to o tyle ważne, że również msza pogrzebowa ks. Władysława Pachowicza była bardzo skromna. Zasłużony kapłan zmarł w Tarnowie. Nie zostało to w Tymbarku dostatecznie nagłośnione. Msza żałobna za duszę śp. ks. Władysława została odprawiona w dniu 4 marca w kaplicy Domu Księży Emerytów w Tarnowie. Następnie jego ciało przewieziono do Tymbarku, gdzie po mszy pogrzebowej złożono na miejscowym cmentarzu. Uroczystościom przewodniczył biskup Władysław Bobowski. - Dla mnie nie ważne są nazwiska odpowiedzialnych za śmierć ks. Edwarda Kuca – powiedział Andrzej Czernek. – Wiadomo, że wśród partyzantów nie brakuje bohaterów. Jednak byli też tzw. pseudopartyzanci. Nie chodzi jednak żeby dokonywać jakichkolwiek sadów. Chciałbym aby spełniło się marzenie ks. Pachowicza i ciało zaginionego w 1944 roku kapłana spoczęło na cmentarzu parafialnym. Będę robił co tylko możliwe, aby do tego doszło, choć wiem, że szanse na odnalezienie grobu ks. Edwarda Kuca są po tylu latach znikome. Jego nazwisko musi zostać gdzieś uwieńczone, tak aby następne pokolenia wiedziały kim był.

Tajemnice Zęzowa

Jest duże prawdopodobieństwo że szczątki zaginionego księdza spoczywają gdzieś w lasach na osiedlu Zęzów w Piekiełku lub w Rupniowie. Szczególnie interesujący jest fakt systematycznego zapalania świeczek przez anonimową osobę na 1 listopada. Przez około 20 lat po II wojnie światowej na uroczystości Wszystkich Świętych zawsze w tym samym miejscu, nieopodal drogi biegnącej przez gęsty las, ktoś oddawał cześć zmarłemu. Odbywało się to na Zęzowie. – Był to wieniec zrobiony z mchu, na którym zapalona była świeczka – wspomina jeden z pobliskich mieszkańców. – Mówiło się, że robił to brat ks. Władysława Pachowicza. Nie mam jednak pewności czy tak było naprawdę. To były trudne czasy komunizmu, takimi sprawami jak zabójstwo księdza czy działalność partyzantów lepiej było się nie interesować. Tak było bezpieczniej. Człowiek przynajmniej miał spokój. Gdzieś od lat sześćdziesiątych świeczek w lesie już nie było. Zbiegło się to ze śmiercią brata ks. Pachowicza. Stąd chyba takie przypuszczenie, że to on wcześniej przynosił ten wieniec.

Czyj to grób?

Interesujące jest to czyj grób znajdował się w lesie na Zęzowie. W miejscu gdzie miały być zapalne znicze widać wyraźne wgłębienie. Tak jakby ziemia się trochę zapadła. Niewykluczone, że jest to grób jakiegoś partyzanta, który zginął w czasie walk. Jednak wtedy miejsce to zostałoby zapewne oznakowane. Przecież na Limanowszczyźnie jest bardzo dużo mogił partyzantów i wszystkich tych, którzy ponieśli śmierć za ojczyznę w czasie II wojny światowej. Tymczasem na Zęzowie, ktoś zapalał świeczki w tajemnicy. Nie chciał lub bał się podzielić wiedzą na temat tego kto spoczywa w tym miejscu. Stąd zrodziło się przypuszczenie, że może tutaj spoczywać ks. Edward Kuc. – Niestety pewności to chyba nigdy nie będziemy mieć – powiedział Andrzej Czernek. – Z moich własnych dociekań wynika, że w tym miejscu mógł być pochowany kapłan. Zastanawiałem się nawet nad wynajęciem jasnowidza.

Niedaleko od tego miejsca był rodzinny dom ks. Pachowicza. W wolnych chwilach zawsze tutaj przyjeżdżał by spotkać się z krewnymi. Tuż przed śmiercią ks. Władysław Pachowicz na miejscu zburzonego rodzinnego domu postawił duży pomnik poświęcony swojej rodzinie. Jego krewni przygotowali izbę pamięci ks. Władysława. Mieści się ona niedaleko pomnika w starym budynku. Często wspominają poszukiwania grobu ks. Kuca. Podkreślają jednak, że mimo wielu wysiłków ich krewny wyjaśnił niewiele. Z dystansem podchodzą również do tego, aby grób ks. Kuca znajdował się na Zęzowie w miejscu, którym kiedyś ktoś rozpalał świeczki.

Autor: JABU
www.limanowa.in
2009-08-04 11:55:50
wstecz   dalej