Park Zofii Turskiej w Tymbarku – cz. 1
Dnia 24 września 2014 roku otwarto w Tymbarku park rekreacyjno-wypoczynkowy, znajdujący się obok przedszkola samorządowego. W chwili otwarcia nie posiadał nazwy. Zostały przeprowadzone konsultacje społeczne „…w przedmiocie nadania nazwy urzędowej obszarowi zieleni urządzonej, obejmującemu alejki spacerowe, staw, urządzenia rekreacyjne, place zabaw i gier sportowych – „Park inż. Józefa Marka””. Większość osób zabierających głos w tej sprawie, zaproponowała nadanie nazwy: „Park Zofii Turskiej”.
Zofia Myszkowska (Turska),
1894-1975
Głosy te nie są przypadkowe a proponowana nazwa nie jest też głosem przeciw zasadności nazwania parku imieniem twórcy tymbarskiej „Owocarni”. Inż. Józef Marek znany jest niemal każdemu w całym powiecie. Zasługi tego wybitnego człowieka są należycie eksponowane (szkoły, ulice itp. im. Józefa Marka). Należy więc pokazać, że dla dobra Tymbarku i szerszej okolicy przyczyniły się też inne osoby. Taką właśnie osobą jest Zofia Turska, o której życiu dowiemy się z tego artykułu. Zofia była córką Józefa Myszkowskiego (24.03.1857 – 16.12.1925) i Jadwigi, z domu Marszałkowicz (1870 – 21.10.1921). Urodziła się 7 sierpnia 1894 r. w Stubnie, miała trzech braci: starszego Ludwika (19.07.1893 – 18.03.1942), młodszego Jerzego (17.11.1895 - 1940) i najmłodszego Grzegorza (znana tylko data urodzin 7.11.1896, który prawdopodobnie zmarł jako dziecko).
Jak Zofia Turska stała się właścicielką ziemi w Tymbarku
Przywilej lokacyjny zezwalający na założenie miasta Tymbark wydał Król Kazimierz Wielki w roku 1353. Tymbark był siedzibą starostwa niegrodowego, dzierżawy dóbr królewskich, w której skład wchodziły wsie: Jasna, Podłopień, Zamieście, Zawadka, Słopnice Królewskie. Taka forma dzierżawy funkcjonowała do pierwszego rozbioru Polski (1772 r.). W zaborze austriackim te własności królewskie przeszły na rzecz państwa (1813 r.) i były dzierżawione na zasadach tak zwanych „kamer”. Jednak zaborca nie radził sobie z taką formą dzierżawy. Tymbark leżał na krańcu cesarstwa w związku z czym trudno było zarządzać dobrami na odległość. Zaczęto więc ziemie sprzedawać osobom prywatnym. Tymbark sprzedano w roku 1830 bogatemu baronowi Antoniemu Migdalskiemu. W taki oto sposób, dobra niegdyś królewskie przeszły w ręce prywatne.
Wysoki poziom hodowli w tymbarskim dworze nie jest tylko lokalną legendą. Dowodem tego jest umieszczenie zdjęcia gospodarstwa Zofii Turskiej (stary dwór) w przedwojennym albumie „Bydło czerwone polskie”, wydanym przez Małopolski Związek Hodowców Bydła Czerwonego Polskiego. Ponadto, obora z Tymbarku wymieniona jest w pracy doktorskiej Szumowskiego Pawła „Bydło czerwone polskie” z 1936 roku jako wysoko wydajna.
Z czerwoną krową związana jest anegdota o jej zasługach dla ugruntowania naszej niepodległości. Mianowicie, w czasie Kongresu Wersalskiego w 1919 r. prezydent USA Woodrow Wilson, który był miłośnikiem i znawcą hodowli bydła, otrzymał od polskiej delegacji album obrazujący osiągnięcia hodowlane rasy polskiej czerwonej. Podobno, przekonało to amerykańskiego prezydenta do poparcia naszych aspiracji niepodległościowych. Powiedział on wówczas, "że naród, który ma przynajmniej jedną rasę zwierząt gospodarskich zasługuje na samodzielność państwową".
Posiadłości tymbarskie Migdalski zbył na rzecz Antoniego Sławikowskiego. Po Wiktorze Sławikowskim dobra tymbarskie odziedziczył Henryk Sławikowski a następnie Tytus Sławikowski. W roku 1868 posiadłość kupił Ludwik Myszkowski, adwokat z Jarosławia. Spadkobiercą majątku Ludwika został jego bratanek, Józef Myszkowski, który miał córkę Zofię.
Jadwiga Myszkowska
Józef Myszkowski
25 grudnia 1912 w Tartakowie (powiat Sokalski, województwo lwowskie) Zofia Myszkowska wyszła za mąż za osiemnaście lat starszego Karola Turskiego (10.11.1876 – 28.07.1929). Karol ukończył studia w Zurychu, jako specjalista w zakresie leśnictwa i ekonomiki rolnej. Praktykę zawodową rozpoczął w majątkach Myszkowskich jako zarządca w Stubnie. Prawdopodobnie tam poznał pannę Zofię Myszkowską. Mieli oni dwie córki: Janinę urodzoną w Krakowie (09.09.1913 – 03.05.1936) i Danutę urodzoną w Tymbarku (22.11.1916 – 13.01.1992). Wkraczając nieco w prywatność Zofii Turskiej, po zapoznaniu się z zachowanymi pocztówkami, dowiadujemy się, że dla znajomych Zofia znana była jako Munia. Na rok przed śmiercią tj. w 1924 r. Józef Myszkowski zapisał swojej córce Zofii majątek w Tymbarku. W ten sposób Zofia Turska została ostatnią dziedziczką Tymbarskiego dworu.
Okres przed II Wojną Światową
Dwór Myszkowskich, a później Turskich odegrał dużą rolę w środowisku Tymbarskim. We dworze wzorowano się na gospodarstwach szwajcarskich, dzięki czemu, podupadła za czasów poprzednich właścicieli posiadłość, zaczęła przynosić zyski. Tymbarski dwór słynął z solidnej gospodarki leśnej, która dostarczała drewna wysokiej jakości, jak również z hodowli bydła czerwonego, rasy polskiej, eksportowanego nawet do Anglii. Pracownicy dworscy byli dobrze traktowani, mieli obowiązek dokształcać się w zakresie swoich obowiązków. Dla służby organizowano rożne atrakcje i co najważniejsze, regularnie ją opłacano.
Zofia, od początku pobytu w Tymbarku, włączyła się w działalność społeczną. W Polsce rozkwitał wówczas ruch spółdzielczy a jego idee trafiły również do Tymbarku. W większość lokalnych przedsięwzięć zaangażowana była Zofia Turska a wiele pomysłów, które wspierała, owocowało kolejnymi. W roku 1905 założono w Tymbarku Spółdzielnię Oszczędnościowo-Pożyczkową, noszącą nazwę Kasa Raffeisena. Jej pierwszym kierownikiem był Jan Kapturkiewicz. Kasa ta po latach przemianowana została na kasę Stefczyka. Nie znamy szczegółów działalności Zofii Turskiej dotyczącej Kasy Stefczyka. W artykule „Wspomnienia z dworu” z 37 numeru Głosu Tymbarku, możemy przeczytać, że swój udział w utworzeniu kasy Stefczyka, oprócz ks. Józefa Szewczyka, miał mąż Zofii, Karol; natomiast Zofia ofiarowała „również miejsce pod Kasę Stefczyka”. Spółdzielnia ta nie tylko wspierała finansowo pożyczkami rolników, lecz również pełniła rolę oświatową. Widząc jakie korzyści przynosiła Kasa Stefczyka, jej członkowie zaczęli myśleć o nowym przedsięwzięciu - Spółdzielni Mleczarskiej. Po analizie sposobu pracy tego typu spółdzielni przez Franciszka Bubulę, w 1927 roku Walne Zebranie Kasy Stefczyka podejmuje uchwałę o założeniu w Tymbarku Spółdzielni Mleczarskiej. Jednym z głównych założycieli spółdzielni był Karol Turski, natomiast teren pod budowę budynków ofiarowała Zofia Turska (prawowita dziedziczka), która wraz z mężem zaangażowała się w jej powstanie. Pierwszym Prezesem był Jan Macko, natomiast przewodniczącym Rady Nadzorczej Karol Turski, który plany potrzebne dla budowy mleczarni przywiózł ze Szwajcarii. Było to więc wówczas bardzo nowoczesne rozwiązanie. Karol prowadził również bezinteresownie niezbędne formalności urzędowe, potrzebne do powstania mleczarni, zajął się także prowadzeniem księgowości. Starano się zachować płynność finansową mleczarni, by nie zrazić rolników. W sytuacjach gdy spółdzielni chwilowo brakowało pieniędzy, Karol Turski pożyczał je na wypłaty. Podobnie jak w przypadku Kasy Stefczyka, Spółdzielnia Mleczarska daje początek kolejnemu przedsięwzięciu.
Za inspiracją Józefa Marka, w 1934 roku w mleczarni przeprowadzono pierwsze próby przechowywania owoców. Próby te przeprowadzone zostały w piwnicach, które udostępniono bezpłatnie, a pracownicy wspomogli te próby nie pobierając za wykonaną pracę wynagrodzenia. Dzięki istniejącej już Spółdzielni Mleczarskiej, Józef Marek miał możliwość przeprowadzać eksperymenty próbne nad przechowywaniem owoców, czyli nad strategią działania nowej spółdzielni. Ta eksperymentalna baza przechowalnicza odegrała też bardzo ważne zadanie przygotowania miejscowej ludności do współpracy, co było gwarantem powodzenia nowego przedsięwzięcia. Należy nadmienić, iż w budynkach mleczarni powstały pierwsze przetwory Spółdzielni Owocarskiej.
Józef Marek szukał miejsca pod budowę nowej spółdzielni. Rozmowy prowadzone z limanowską składnicą kółek rolniczych „Kosa” nie przyniosły rezultatu. Próbował również zorganizować „Owocarnię” w Łososinie Górnej, jednak również bez efektu. Marek rozgoryczony niepowodzeniami był bliski rezygnacji. Szczęśliwie został zaproszony na posiedzenie rady nadzorczej Kasy Stefczyka i Spółdzielni Mleczarskiej, gdzie przychylne mu osoby zaoferowały pomoc. Zofia Turska była jedną z pierwszych osób popierających ten pomysł, co potwierdza przeznaczenie na ten cel części własnej ziemi. Działka znajdowała się w niezmiernie korzystnym miejscu, blisko linii kolejowej. Można było więc zbudować bocznicę kolejową, bez której Marek nie wyobrażał sobie funkcjonowania „Owocarni”.
Od lewej siedzą: Ludwik, Zofia, Jerzy Myszkowscy
Po przygotowaniach, dających pewność powodzenia przedsięwzięcia, 04 listopada 1935 r., zostało zwołane zebranie założycielskie Podhalańskiej Spółdzielni Owocarskiej. Zofia postanowiła sprzedać działkę pod budowę „Owocarni”, jednak po śmierci jej męża Karola, ziemie odziedziczyły córki, wobec czego sąd opiekuńczy nie zgodził się na jej sprzedaż bądź darowiznę. Zofia Turska zamieniła więc ziemię, którą zamierzała sprzedać, na wyrobisko o znacznie mniejszej wartości, położonej wysoko na górze Zęzów. Parcele na tę zamianę sprzedał Spółdzielni Owocarskiej Władysław Szczepaniak, który po parcelacji dworu odzyskał swoją ziemie za symboliczną cenę. Na tym pomoc Zofii nie skończyła się, pracowała ona czynnie w zarządzie owocarni, a później także w jej radzie. Najlepszym dowodem zasług Turskiej było piastowane stanowisko przewodniczącej zarządu. Natomiast, córka Zofii, Danuta prowadziła nieodpłatnie ewidencję dostaw owoców od producentów-sadowników.
Należy również wspomnieć budowę domu parafialnego, rozpoczętą w 1932 roku, którego pomysłodawcą był Ks. Józef Szewczyk. Miał on wizję zbudowania miejsca pełniącego oprócz funkcji religijnych również kulturalne. Dom parafialny poświęcono już po jego śmierci, w 1937 roku. Dzieło to wsparła również Zofia Turska, dostarczając odpowiedni materiał z drewna ze swoich lasów. Zofia była też zaangażowana w budowę nowego kościoła w Słopnicach, czego ostatecznie nie zrealizowano.
Zofia zaangażowana w życie kulturalne, należała również do Towarzystwa Szkoły Ludowej, w którym była zastępcą prezesa. Była to organizacja szerząca oświatę wśród ludu, działająca do 1939 roku (w Tymbarku do 1937). Towarzystwo to prowadziło bibliotekę, kształciło dzieci poprzez prowadzone dyskusje, czytelnictwo, teatr, wycieczki krajoznawcze. We dworze kwitło również życie towarzyskie, gdzie oprócz lokalnych działaczy czy właścicieli ziemskich (Jan Macko, Józef Kulpa, Józef Marek, ks. Szewczyk, Romerowie z Jodłownika i inni) w dworze gościły także osoby znane w całej Polsce, takie jak np. przyjaciel rodziny Kornel Makuszyński.
Zofia Turska
Karol Turski, wywodził się z rodziny szlacheckiej, przodkowie brali udział w walkach Powstania Styczniowego. Po upadku powstania wyemigrowali do Szwajcarii, stąd Karol posiadał obywatelstwo szwajcarskie, bardzo pomocne podczas wojny.
Janina i Danuta Turskie.
Anegdota z czasów przedwojennych doskonale obrazuje powiedzenie „co wolno wojewodzie, to nie tobie …”. Osoby z pokolenia moich dziadków opowiadały historię o księdzu, który groził z ambony spóźniającym się na Mszę Św. parafianom. Gdy z jakichś powodów Turscy spóźnili się na mszę uchodziło im to zawsze na sucho. Te same osoby wyrażały się bardzo dobrze o Turskich, więc te wspomnienia nie były nacechowane negatywnymi emocjami, lecz opowiadane jako ciekawostka z dawnych lat.
Życie jej nie rozpieszczało
Należy nadmienić, iż życie Zofii nie było tak bardzo łatwe, jak mogłoby się wydawać. Mąż Zofii, Karol Turski odszedł z tego świata po siedemnastu latach małżeństwa. Według kroniki parafialnej, cytowanej przez Stanisława Wcisło, w dniu 28 lipca 1929 roku zmarł nagle w Jugosławii. Zofia nie załamała się jednak i po śmierci męża nadal czynnie wspierała wszystkie przejawy spółdzielczości.
Kolejna osobista tragedia miała miejsce w roku 1936. W literaturze mamy kilka podobnych do siebie wersji tego zdarzenia, w których rozbieżności są co do daty wypadku i miejsca zdarzenia; przyjrzyjmy się tym opisom.
„…w roku 1936, … Janina (Bzowska po mężu), uległa tragicznemu wypadkowi, będąc w końcowym okresie ciąży. … nieszczęsnego dnia Janina przygotowywała wyposażenie dla wyjeżdżającego męża. Wśród bielizny, jaką znosiła z piętra na parter, znajdował się również pistolet. W pewnym momencie kobieta potknęła się na schodach, zaś pistolet wypadł i wystrzelił. Kula trafiła ją w brzuch. W wyniku postrzału Janina utraciła dużo krwi, skutkiem czego zmarła. Dziecko, na szczęście, udało się uratować …” (Wcisło 2002).
„W roku 1936 Janina Bzowska – tak nazywała się po mężu Franciszku – w końcowym okresie ciąży uległa tragicznemu wypadkowi. Według relacji Bronisławy Filipiak – bliskiej współpracownicy pani Turskiej – nieszczęsnego dnia Janina przygotowywała rzeczy dla wyjeżdżającego męża. Wśród tych, które znosiła z piętra na parter, znajdował się także pistolet. Kobieta w pewnym momencie potknęła się, co spowodowało że pistolet wypalił, zaś kula trafiła ją w brzuch i utkwiła w ciele dziecka. Matki, niestety, nie udało się uratować. Na szczęście jednak, przybyły wkrótce lekarz K.Cwojdziński, stosując cesarskie cięcie, wydobył nieprzytomne, ale żyjące dziecko, …” (Wcisło 2006).
"...Janina z d. Turska, zmarła w 1936 r. tragicznie w końcowym okresie ciąży (przypadkowo postrzelona z broni palnej w brzuch w czasie pakowania rzeczy do podróży na poród z Tymbarku do Krakowa). Na skutek postrzału i dużego upływu krwi, Janina straciła życie. Przybyły lekarz Kazimierz Cwojdziński, nie zdołał jej uratować, zajął się natychmiast dzieckiem, które wyjął stosując cesarskie cięcie." (myszkowscy.pl 2007).
„… feralnego dnia (19 kwietnia 1936 r.) Janina Bzowska (zamężna z Franciszkiem Bzowskim), będąca w końcowym okresie ciąży, przygotowywała wyposażenie dla wyjeżdżającego męża. Wśród stosu bielizny, jaką znosiła z piętra na parter, znajdował się także pistolet (jak się później okazało nabity). W pewnym momencie potknęła się, co spowodowało wystrzał niesionego pistoletu, zaś kula trafiła ją w brzuch. Na skutek postrzału i dużego upływu krwi, Janina zmarła w szpitalu w Krakowie 3 maja 1936 r. Przybyły lekarz, Kazimierz Cwojdziński, nie zdołał jej uratować, zajął się natomiast dzieckiem, które wyjął z łona matki stosując cesarskie cięcie. Dziecko było wprawdzie nieprzytomne, ale dawało oznaki życia. Dzięki usilnym staraniom lekarza i pomocy p. Turskiej, ożyło. Później okazało się, że w jego ciele utkwiła śmiercionośna kula, która zatrzymała się w splocie nerwowym tuż obok kręgosłupa. Kula ta tkwi tam do dzisiejszego dnia, co potwierdziła sama Pani Barbara Zych…” (Wcisło 2009).
„Po ślubie małżonkowie zamieszkali w podarowanym im przez Kazimierza Bzowskiego majątku Brzączowice. W kwietniu 1936 r. Janina, będąca w końcowej fazie ciąży – przygotowywała się do wyjazdu do Tymbarku, gdzie zamierzała świętować Wielkanoc. Znosząc bieliznę, aby zapakować ja do kufra, potknęła się. I wtedy właśnie nastąpiła tragedia. Wśród naręcza bielizny znajdował się także pistolet – nabity, jak się później okazało. Janina, broniąc się przed upadkiem, spowodowała, że wypalił, zaś kula trafiła ją w brzuch, co spowodowało duży krwotok. Ranną natychmiast odwieziono do szpitala w Krakowie. Niestety, na skutek powikłań (zapalenie otrzewnej), Janina zmarła 3 maja. … Uratowano natomiast dziecko – dziewczynkę, która rozwijała się normalnie.” (Wcisło 2012).
Według Barbary Zych, wnuczki Zofii Turskiej, wypadek miał miejsce w Brzączowicach. Natomiast według Stanisława Wcisło do zdarzenia doszło w Tymbarku, ponieważ lekarz Kazimierz Cwojdziński był z tego rejonu. Potwierdzać to miały także wspomnienia Bronisławy Filipiak, „prawej ręki” Zofii Turskiej.
Prawdopodobną wersję należy przyjąć za Łącznikiem Rodzinnym Związku Rodowego Janotów Bzowskich h. Nowina z 1937 roku, który otrzymałem tuż przed złożeniem artykułu do redakcji od Janusza J. Bzowskiego z Małopolskiego Towarzystwa Genealogicznego. Przytoczmy fragmenty z rubryk „Ci, co odeszli w ostatnim 15-leciu” oraz „Nasi najmłodsi”.
„Ś.p. JANINA Z TURSKICH J. BZOWSKA,
urodzona w roku 1913 w Tymbarku, w Małopolsce, poślubiła w 22 roku życia bardzo również młodego, bo 24-letniego Franciszka J. Bzowskiego (29), syna Kazimierza z Drogini. Zmarła wskutek nieszczęśliwego wypadku z bronią w niespełna rok po ślubie, dawszy życie córce Barbarze.”
„BASIA J. BZOWSKA (30) (na chrzcie św. Marja, Irena, Barbara), urodzona w Krakowie 20 kwietnia, ochrzczona w Tymbarku 8 września 1936 r., jako córka Franciszka z Drogini (29) i Janiny z Turskich, córki Zofii z Myszkowskich Turskiej, wdowy, właścicielki Tymbarku w Małopolsce. Jest najmłodszym członkiem rodziny, nie ma jeszcze bowiem roku.
Maleństwo przyszło na świat w zupełnie niezwykłych, tragicznych okolicznościach. Oto jak je opisuje jeden z bliskich członków rodziny:
Tragiczny wypadek nastąpił w Tymbarku, dokąd Ciszkowie (zdrobniałe, używane w rodzinie imię Franciszka) z okazji Świąt Wielkanocnych pojechali. Przy pakowaniu rzeczy na wyjezdnem do Krakowa, gdzie miała Ciszkowa w lecznicy odbyć połóg, niosąc do kuferka rzeczy, na których leżał zabezpieczony rewolwer w skórzanym futerale, upuściła ten rewolwer, a właściwie on sam jej się ześlizgnął i wystrzelił, a kula przebiła oponę brzuszną i utkwiła, - jak się potem pokazało, - w dziecku, koło stosu pacierzowego. Przewieziono zaraz ranioną do Krakowa, gdzie po operacji żyła jeszcze dwa tygodnie, uległa jednak wywiązanemu śmiertelnemu zapaleniu otrzewnej. Dziecko natomiast z małą ranką, która dobrze się zagoiła, chowa się normalnie pod opieką babki Turskiej w Tymbarku, gdzie też Zmarła jest pochowana. Według zdania lekarzy niema powodu kuli operacyjnie wyjmować, gdyż jest prawie pewność, że dziecko z nią będzie mogło żyć zupełnie normalnie.”
Zofia zaopiekowała się jak matka swoją, cudem uratowaną wnuczką, ochrzczoną imieniem Basia. Sprawie tej poświęciłem trochę miejsca ponieważ ta smutna historia i jej bohaterka Basia Bzowska stanowi pierwowzór powieści Kornela Makuszyńskiego „Awantura o Basię”. Kornel Makuszyński był przyjacielem Franciszka Bzowskiego, męża Janiny. Prawdopodobnie przejęty śmiercią Janiny i cudownym uratowaniem dziecka postanowił napisać powieść o dalszych losach jej córki Basi.
Nadszedł czas wojny. Zofia, mimo obywatelstwa szwajcarskiego, nie skusiła się na bierne przetrwanie czasu okupacji. Za niesioną pomoc dla potrzebujących ludzi i ruchu oporu, była nieustannie inwigilowana. Wskutek tego, lata wojny przyniosły kolejne tragedie. Jej młodszy brat Jerzy został zamordowany w Katyniu. Inwigilacja przez gestapo i konfidentów przyczyniła się także do aresztowania za działalność patriotyczną starszego brata Ludwika, który zginął w Oświęcimiu. Żona Ludwika, Maria Myszkowska po śmierci męża załamała się i wstąpiła do klasztoru, a jej dziećmi zajęła się Zofia Turska. Mimo wielu przykrych doświadczeń życiowych, jak relacjonowali świadkowie, Zofia Turska była zawsze pogodna, życzliwie nastawiona do każdego. Nie zdradzała emocji, które musiały być znaczne w warunkach wojny. Nawet po wojnie Zofia nie zaznała spokoju. Podobnie jak wszystkich właścicieli ziemskich wywłaszczono ją z majątku. Na skutek tych działań, Zofia znów traci część rodziny. Wyrzuceni na bruk, szukają schronienia. Próbując przetrwać mroźną noc zaczadzeniu uległa żona Jerzego, brata Zofii - Julia, córka Julii - Emilia, matka Julii – Jadwiga oraz żona Stefana, kuzyna Zofii - Maria.
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Biblioteki Publicznej w Tymbarku, Pana Stanisława Wcisło oraz ekscentrycznych kolekcjonerów staroci.
Adam Kapturkiewicz,
"Park Zofii Turskiej w Tymbarku - cz. 1",
Echo Limanowskie, nr 246-247 Marzec-Kwiecień 2015