Zwyczaje, obrzędy i wierzenia z okolic Limanowej, związane ze śmiercią człowieka - część 1

Boginki

Wierzono, iż jak która dziewczyna była w ciąży i bojąc się gniewu rodziców i opinii wsi, utopiła się, to stawała się boginką. Boginki żyły zazwyczaj gromadnie, zamieszkując mokradła i leżące na skrajach wsi i osiedli stawki, gdzie nocą, do miesiączka (czyli przy świetle księżyca) prały pieluszki dla swych dzieci. Jak która matka nie troszczyła się specjalnie o swoje dziecko, tylko latała na bajki - czyli do sąsiadek na plotki, to przychodziła boginka i wymieniała jej dziecko - brała zdrowe i rumiane, a przynosiła swoje blade i słabowite. Dzieci boginek można było rozpoznać po dużych brzuszkach i częstym płaczu. (Porąbka k. Dobrej rel. Marii Markiewicz)

Buty

Nieboszczykowi zawsze do trumny ubierano buty, bo byłby biedny gdyby musiał zejść z tego Świata boso. Jak buty nie chciały wejść na nogę nieboszczyka, to należy powiedzieć puść i but powinien łatwo się ubrać. (Limanowa)

Bydło

Kiedy nieboszczyka wyniesiono z domu - szczególnie gospodarza - to w stajni przewiązywano bydło u żłobu na inne miejsca, by się nie popśniło. Maria Markiewicz z Porąbki tak relacjonowała: Jak umarł gazda, to nieraz się zdarzało, ze w oborze wyzdychało wszystko. Ta sama informatorka opowiadała następujący wypadek: Opowiadał mi mój tatuś, Ze w Stróży (koło Skrzydlnej) po śmierci jednego gazdy co wieczór o tej samej porze wszystko bydło, jakie stało w stajni spuszczało się (czyli odwiązywało się samo Z łańcuchów). Nie pomagały żadne najmocniejsze wiązania ani modlitwy. Dopiero syn, który odziedziczył wszystko po ojcu, zaniósł do klasztoru w Szczyrzycu na Msze gregoriańskie, które odprawiało się przez cały miesiąc i po upływie 30 dni wszystko się uspokoiło. Znaczyło to, że gazda pokutował za swoje grzechy w stajni.

Ceny

Franciszek Bujak notował w 1900 roku o Żmiącej: Za najskromniejszy pogrzeb płaci się 10 koron, jeżeli ksiądz po odprawieniu Mszy żałobnej odprowadza trumnę na cmentarz (przed kilku laty płaciło się tylko 2 - 5 koron). Zamożniejsza część ludności płaci zwykle za pogrzeb po 40 koron, za co koło Katafalku świeci się tyle świec, ile zapłacono guldenów. Pogrzeb po 100 koron zdarza się w Żmiącej 2 razy w roku, niekiedy także pogrzeb najbogatszych kmieci wynosił 200 koron. Osobno płaci się za pogrzeb wikariuszowi, organiście, itp., co czyni to zwykle drugie tyle co taksa plebanowi uiszczona. (rel. Fr. Bujak, Żmiąca wieś powiatu limanowskiego).

Józef Wielek ze Starej Wsi relacjonował pogrzeb swego ojca, a mego dziadka, który zmarł w 1943 roku: Matka pożyczyła od rodziny 30 zł za tę kwotę kupiła trumnę, zapłaciła za jej przewiezienie oraz odwiezienie zwłok mego ojca do kościoła. Reszta pozostała dla księdza, organisty, kościelnego i grabarza. Pamiętam, że pogrzeb ojca był bardzo skromny - ksiądz wyszedł tylko przed bramę kościoła. W koście w czasie pogrzebu odprawiała się Msza św., w całkiem innej intencji, zapłaconej przez kogo innego. Ksiądz tylko pokropił ciało, okadził i odprowadził na cmentarz. Na cmentarzu po wpuszczeniu trumny do grobu, zwykle przewodnik intonował pieśń "Już idę do grobu" - na pogrzebie mego ojca nie miał tego kto zrobić, bo matce brakło pieniędzy na przewodnika i pogrzeb prowadził jeden z kolegów mego ojca (razem walczyli na I wojnie światowej), który akurat pieśni tej nie umiał na pamięć.

Gospodarze i gospodynie w testamencie oprócz gruntu, zwanego dożywociem, przeznaczali zazwyczaj jedną krowę na koszty pogrzebu. Osoby samotne, które nieraz całe życie spędzały na służbach lub robotach, miały zazwyczaj uciułane pieniądze na swój pogrzeb, które przed śmiercią oddawały zaufanej osobie - najczęściej temu, kto się nią do śmierci opiekował. (Stara Wieś rel. Józefa Wielka)

Chleb

Gdy zmarł gospodarz, to za jego trumną niesiono w worku lnianym chleb. W czasie pogrzebu obnoszono go wokół ołtarza na ofiarę. Na cmentarzu chleb wynoszono za trumną, a po pogrzebie rozdawano go ubogim. (Pisarzowa, rel. Antoniego Górszczyka)

Duchy

W archiwum parafialnym w Pisarzowej przechowywany jest dokument z XVIII w., zaopatrzony podpisami dwóch proboszczów i pieczęcią, który obszernie opisuje infestacje, jakich doznał dom Wojciecha Frączka po śmierci jego brata Józefa. Polegały one na tym, że niewidzialne ręce rzucały kamieniami o ścianę, nawet o głowy obecnych tam ludzi, przewracały ławy, a przewróciwszy stół do góry nogami ponadziewały garnki na jego nogi, zapalały świecę i płatały różne psoty. Nie odnosiły skutku ani modły mieszkańców wspólne z sąsiadami i proboszczem, ani odprawione egzorcyzmy. Trwało to przez szereg miesięcy, aż rodzina Frączka zmuszona była do wyprowadzenia się z domu. Powtarzało się to w latach późniejszych. Tradycja głosi, że rola Frączkowa obciążona krzywdą - nikt się na niej niczego nie dorobi. Krzywda spotkała wdowę po Józefie Frączku i jej dziecko, których krewni wyzuli z majątku. (rel. A. Górszczyka)

Dzwonienie

Gdy chory nie może skonać, wówczas w kościele zamawiano dzwonienie w dzwon na wieży kościoła parafialnego, aby spłoszyć złe duchy, które uciekały tak daleko, jak sięgał głos dzwonu. Gdy ktoś zmarł we wsi, to w dniu śmierci , po oddzwonieniu na "Anioł Pański" po niewielkiej przerwie wydzwaniano podzwonne. Gdy to we wsi usłyszano, zaraz każdy pytał, kto zmarł. Dzwonienie towarzyszyło również zmarłemu w drodze do kościoła i z kościoła na cmentarz. W Limanowej, gdy pogrzeb przekraczał granicę cmentarza, grabarz dzwonił w niewielki dzwonek, zawieszony w wieżyczce kaplicy cmentarnej.

Garnek

Garnek, z którego obmywano zmarłego należy zakopać. (Pisarzowa)

Grabarz

Grabarz chodził po kościele wraz z księdzem, zwyczajowo zbierając zboże. Występował też jako figurka w szopce kolędniczej oraz w jasełkach.

Gwiazda

Gdy wieczorem spadnie gwiazda z nieba (meteoryt), tu na leży się pomodlić za zmarłych - gwiazda bowiem jest duszą człowieka, który skonał. Na gwiazdach przebywają dusze zmarłych małych dzieci bez grzechu. (Pisarzowa, Męcina)

Kret

Jeżeli pod progiem ryje kret, to znak, że ktoś w domu umrze. (Pisarzowa)

Koty

Kotów trzeba bardzo solidnie pilnować, bo obgryzają zmarłemu człowiekowi twarz.

Leczenie

Dawniej ludzie ale mieli specjalnie pieniędzy na lekarzy - leczono się więc sposobami domowymi lub słuchano porad znachora. Gdy to już nie pomagało i chory czuł się coraz gorzej, dawano mu obfite jedzenie, które najczęściej jeszcze bardziej mu szkodziło i niejednokrotnie było przyczyną zgonu. Stąd wzięło się przysłowie: "Pan w mieście umiera z głodu, a chłop na wsi z przejedzenia". (rel. Józef Wielek Stara Wieś)

Obraz

Jak w domu spadnie obraz ze ściany to ktoś umrze. (Stara wieś)

Ostatnie Sakramenty

Gdy ktoś już był słaby, posyłano po księdza. Furman, który wiózł księdza do chorego nie brał żadnego wynagrodzenia.

Przed przywiezieniem księdza dokładnie sprzątano izbę, w której leżał chory, wymieniano słomę w łóżku, dawano świeżą pościelnicę - czyli inne prześcieradło, przebierano chorego. Na stół stawiano pasyjkę - czyli stojący krzyżyk, święconą wodę, kropidło, gromnicę i gałki z czesanego lnu, służące do namaszczenia Olejami św.

Gdy ksiądz dojeżdżał do domu, to jeden z domowników wychodził mu na przeciw z zapaloną gromnicą. Ksiądz wchodził do izby, w której leżał chory, zamykał drzwi i rozpoczynał spowiedź. Domownicy i zebrani sąsiedzi (na ten czas przerywano w osiedlu wszystkie prace gospodarcze) klęczeli w sieni i śpiewali pieśni - najczęściej "u drzwi Twoich stoję Panie", "Każda żyjąca dusza". Po skończonej spowiedzi ksiądz dzwonił dzwonkiem, wtedy wszyscy wchodzili do izby, gdzie leżał chory. Kapłan wobec wszystkich udzielał mu Komunii św. i Ostatniego Namaszczenia. (Stara Wieś)

Obecni w izbie pilnie spoglądali w okno na konie zaprzągnięte do furmanki oczekującej na księdza - jeżeli stały spokojnie, to chory miał jeszcze wyzdrowieć, jeżeli zaś grzebały kopytami, to znaczyło, że zemrze, gdyż koń mu kopał dołek. (Porąbka k. Dobrej, rel. Marii Markiewicz)

Księdza przyprawiano do chorego dawniej nawet przed lekarzem - choremu po przyjęciu Sakramentu św. czasem się rzeczywiście poprawiało. Wtedy zaniechiwano lekarza - stąd wzięło się przysłowie: najpierw szuka się lekarza boskiego, a później ziemskiego. (Mszana Dolna, rel. Stanisława Ciężadlika)

Wielek Jan
Zeszyty Muzeum Regionalnego Ziemi Limanowskiej Nr.1
Materiały Etnograficzne z Okolic Limanowej 1991.
wstecz   dalej